fbpx

Gdzie kręcono Lewiatana

r_103_smRosyjski konkurent Idy, z którym nasza produkcja wygrała walkę o Oscara, opowiada o zmaganiach obywatela z władzą na tle przytłaczającego krajobrazu Półwyspu Kolskiego i rozpadającego się postsowieckiego miasta. Jak naprawdę wyglądają plenery filmowe tak sugestywnie pokazane w filmie Zwiagincewa?

Kirowsk jest miejscem, przez które człowiek przejeżdża, bo musi, starając się zbytnio nie rozglądać na boki. Nawet nie dlatego, że jest jakoś szczególnie brzydki, jest po prostu nijaki. Jedno z setek sowieckich miast złożonych z mniej lub bardziej zaniedbanych bloków, centralnego placu z nieśmiertelnym Leninem i jakiejś potężnej fabryki. W Kirowsku nie ma sensu tracić czasu na rozglądanie się na boki, bo głowa sama unosi się w górę – za ostatnimi budynkami wyrastają Chibiny, wspaniałe pasmo górskie, porównywane czasem z naszymi Bieszczadami.

Nie o górach będzie tu jednak mowa, chociaż dociekliwego czytelnika pewnie zainteresowałyby ciekawostki: Chibiny to największy na świecie lakkolit, czyli wypiętrzenie powstałe na skutek wdarcia się magmy pomiędzy starsze struktury skalne; występują tu również najliczniej skały zawierające rzadki minerał apatyt. Najwyższy szczyt o wdzięcznej nazwie Judyczwumczorr ma wysokość 1201m n.p.m. i jest popularnym celem rosyjskich miłośników gór, szczególnie z Petersburga.

Wyskoczyłem z pociągu, żeby chociaż przez jeden dzień popodziwiać polarne górskie krajobrazy, nie zwróciwszy szczególnej uwagi ani na stację kolejową w miejscowości Apatyty, ani tym bardziej na opuszczony od dawna dworzec w Kirowsku, chcąc jak najszybciej wejść w Chibiny. Zupełnie inaczej niż jeden z najlepszych reżyserów rosyjskich – Andriej Zwiagincew.

– Miasto jest jakby wpisane w pejzaż, a do tego bardzo pofałdowane. Stoisz na chodniku, a w dole widzisz dach sąsiedniego domu. Taka przestrzeń wydała mi się niezwykle ciekawą – tłumaczy wybór Kirowska reżyser, który przez 3 miesiące zjeździł, jak sam mówi „pół Rosji”, w poszukiwaniu odpowiedniej lokalizacji do nakręcenia Lewiatana. Mało tego, wybór Półwyspu Kolskiego miał wpłynąć na finałową scenę filmu.

Pomysł na scenariusz zrodził się, gdy Zwiagincew usłyszał historię Amerykanina Marvina Heemeyera, doprowadzonego do bankructwa przez lokalnych urzędników z miasteczka Granby w stanie Kolorado. Zdesperowany biznesmen skonstruował buldożer, którym zburzył m.in. ratusz, siedzibę lokalnej gazety i dom burmistrza, a następnie popełnił samobójstwo. Jak na ironię, w Kirowsku w 2009 roku miała miejsce bardzo podobna historia. 62-letni przedsiębiorca Iwan Ankuszew, właściciel czterech sklepów w mieście, zastrzelił mera i jego zastępcę (znanego ze współpracy z półświatkiem), a następnie sam strzelił sobie w głowę. Przybyli na miejsce milicjanci znaleźli list, w którym Ankuszew informował, że administracja miejska doprowadziła go do bankructwa, a na sprawiedliwy sąd „nie ma co liczyć”.
Zdjęcia przedstawiające dom głównego bohatera filmu były kręcone w Teriberce, wiosce na północy Półwyspu Kolskiego, położonej bezpośrednio nad Morzem Barentsa. Choć trudno się tam dostać, od czasu premiery filmu jest stale odwiedzana przez reporterów. Zaskakująca jest obserwacja rosyjskich dziennikarzy: „Spotkaliśmy około 30 ludzi, z czego pięcioro było pijanych. Co ciekawe, jedno małżeństwo w stanie wskazującym na spożycie udało się do biblioteki, gdzie oddało 15 książek, tyle samo wypożyczając”. Minister kultury Rosji ostro skrytykował film, między innymi właśnie za pokazywanie Rosjan jako pijaków oraz przekleństwa (oficjalnie zakazane w rosyjskim kinie). Warto przy tym jednak zauważyć, że ministerstwo kultury wsparło finansowo produkcję Zwiagincewa.

Wiadomo, że film nie podobał się szefowej administracji Teriberki, Tatianie Trubilinej. – Ludzie nie rozumieją, że władza nie może tak po prostu burzyć starych chałup. W wiosce jest zarejestrowanych 1100 ludzi, a rzeczywiście mieszka tylko 900. Jeden z moich poprzedników zburzył taki opuszczony dom, za co został podany do sądu i musiał zapłacić 6mln rubli – mówi Tatiana, zachęcając jednocześnie do skupienia się raczej na pięknie północnego krajobrazu.

Trudno odmówić jej racji, bo przyroda Półwyspu Kolskiego jest naprawdę wspaniała, wzbudza respekt swym ogromem i potęgą. Natura jest zresztą uznawana za tytułowego Lewiatana w jednej z wielu interpretacji filmu. Symbolizuje ją imponujący szkielet morskiego stwora na brzegu nieopodal miasteczka (stworzony na potrzeby planu zdjęciowego). Dlatego jeśli macie lęk przestrzeni, boicie się niedźwiedzi, insektów lub zdradzieckich bagien to nie jest raczej miejsce dla was. Podróżnicy pozbawieni tych lęków znajdą tu wspaniałe, dzikie tereny, przez które można wędrować tygodniami, spotykając od czasu do czasu hodowców reniferów, opuszczone obozy dawnego GUŁAG-u lub kopalnie minerałów, w które obfituje półwysep. To najsurowsza część rosyjskiej północy, która wymaga od człowieka wiele, w zamian oferując doznania, których próżno szukać gdziekolwiek indziej.

Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Wirtualna Polska.

No Comments

Post A Comment